czwartek, 28 czerwca 2018

Łzy Mai - Recenzja #23

"Łzy Mai"
1 tom serii
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 414
Data wydania: 04.07.2018 r.

Lata 30 XXI w. Technologia w tych czasach jest bardzo rozwinięta. Praktycznie do wszystkich prac wykorzystuje się różne androidy, ludzie już nie są do końca ludźmi przez różnorakie sztuczne organy, implanty, domózgowe wszczepy. Jednak nie wszystko jest tak piękne, na jakie się wydaje. Jared Quinn - policjant, który nie toleruje androidów ani wszystkich upgraidów człowieka, pewnego dnia trafia do szpitala. Musi być koniecznie operowany i jedyne co może go uratować, to sztuczne wszczepy oraz różne tego typu rzeczy. Od tego momentu całe jego życie się zmienia. Przez sen widzi oczy kobiety, która następnego dnia zostaje zabita. Musi rozwiązać tę sprawę i dopaść Maję.





Zaczynałam tę książkę z raczej pesymistycznym nastawieniem. Opis z tyłu książki jakoś niezbyt przykuł moją uwagę, jednak okładka bardzo do mnie przemówiła. W tym momencie strasznie się cieszę, że nie odpuściłam i przeczytałam tę książkę. Moja okładkowa teoria sprawdza się zawsze ;). 
Chociaż muszę przyznać, że historia momentami robiła się nudna, to po chwili działo się coś bardzo ciekawego i już się wciągałam dalej. 
Zaletą tej książki jest na pewno pomysł na nią. Androidy - niby przyjaciele ludzi, którzy nie potrafią odczuwać żadnych uczuć, a tym samym kłamać, to idealny początek świetnej przygody, w której można dodawać praktycznie wszystko. Autorka nie próżnowała i zaskakiwała mnie na każdym kroku. 
Co jest ważne do powiedzenia, to fakt, że nie w każdym rozdziale, historię widzimy oczami głównego bohatera. A co ważniejsze, główną bohaterką nie jest okładkowa Maja (aż do rozpoczęcia książki żyłam w błędzie), a raczej, jest ona główną osobą poszukiwań. 
Książkę czytało mi się w miarę szybko. Nie jest ona jakimś grubaskiem, jednak trochę trzeba się przy niej wysilić. Czekam na kolejny tom, bo po prostu muszę dowiedzieć się, dalszej części historii!
Moja ocena : 9/10










wtorek, 26 czerwca 2018

Twój Simon - Recenzja

"Twój Simon"

Autor: Becky Albertalli
Wydawnictwo: Papierowy księżyc 
Ilość stron: 301
Data wydania: 2016 r.

Simon to zwykły chłopak, który prowadzi normalne życie. No prawie... Simon skrywa przed wszystkimi pewną tajemnice - jest gejem. Od pewnego czasu chłopak pisze z poznanym przez internet Blue, który jak twierdzi również jest gejem, jednak pewnego dnia Simon zostawia włączony szkolny komputer z jego rozmową mailową. Na jego nieszczęście Martin zobaczył część tej konwersacji i teraz szantażuje Simona, że może wydać jego sekret, jeśli nie umówi go z pewną dziewczyną... 




"Twój Simon" to z jednej strony książka bardzo lekka, a z drugiej poruszająca bardzo ważny temat - odmiennej orientacji seksualnej. Jak wiemy, nie każdy toleruje takie osoby i właśnie tego najbardziej bał się główny bohater. 
Książkę czytało mi się dość szybko, dosłownie jest to książka na trzy wieczory. Plusem jest fakt, że mimo niecodziennego pomysłu na całą fabułę (jeszcze nie czytałam książki, która cała oparta jest na relacji gejów) i raczej trudnego problemu, jest napisana w bardzo prosty, młodzieżowy sposób, który zachęca czytelnika do szybkiego skończenia lektury. 
Bardzo podobał mi się motyw pisania do siebie maili, w którym mogliśmy zżyć się z bohaterami jeszcze bardziej. 
Trudno opowiedzieć mi o tej książce coś więcej, niż to, że naprawdę strasznie mi się podobała i sami powinniście ją przeczytać!
Moja ocena to 9/10





poniedziałek, 18 czerwca 2018

365 dni. Zobaczymy się znów - Recenzja

365 dni. Zobaczymy się znów.

Autor: Alicja Górska
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 190
Data wydania: 24.10.2016 r.

Lullaby kocha muzykę i kiedy pewnego dnia spotyka Evana - jednego z założycieli wytwórni filmowej - wie, że to z nim będzie chciała być już na zawszę.
Pierwszego dnia na studiach, dziewczyna poznaje swojego nowego wykładowce Lou, który odmienia jej dotychczasowe myśli. Bardzo dobrze rozmawia jej się z nim i szybko odnajdują wspólny język. Z każdym następnym spotkaniem Lullaby czuje do niego coś więcej, ale przecież nie może zostawić Evana, prawda?




Bardzo rzadko zdarza się, że książką zachwycona jestem już od samego początku- w tym wypadku od prologu, który wzbudził we mnie ogromną ilość różnych emocji. Już wtedy mogłam przyznać, że będzie to jedna z najlepszych książek polskich autorów, jak i jedna z najlepszych książek przeczytanych w tym roku!
Książka napisana jest dobrze pod bardzo wieloma względami. Jednym z nich, jest fakt, że czytając nigdy nie pomyślałabym, że pisze to młoda osoba! W książce zawartych jest wiele mądrych jak i dających do myślenia zdań. Byłam nimi po prostu oczarowana i czasami siedziałam i tylko wpatrywałam się w napisane słowa, myśląc o ich znaczeniu. Przytoczę Wam dwa fragmenty, które zapadły mi w pamięci i mają one dla mnie duże znacznie.
"Wierzę w Boga, ale nie wierzę w Kościół, który próbują zmieniać ludzie."
"Wierzę we wszystko, co mówię. Słowo ma magię. Słów się nie zapomina i ciężko je wymazać. Dlatego trzeba bardzo uważać na to, co się mówi."
Chociaż książka jest krótka, bo ma zaledwie 190 stron, to bardzo szybko zżyłam się z główną bohaterką i prawdopodobnie odczuwałyśmy te same emocje na poszczególnych etapach historii.
Tak naprawdę to ja płynęłam przez tę książkę, byłam nią zachwycona pod każdym względem i kiedy działo się coś złego, mówiłam tylko, że przecież bohaterowie muszą sobie jakoś z tym poradzić, innej opcji nie widziałam. Szczerze, wypłakałam przy tej książce wiele łez, ale było warto!
Jest pewien moment w książce, który bardzo mnie zachwycił i totalnie się go nie spodziewałam. Nie ma szans, aby ktokolwiek domyślił się tego wątku, więc jest to wielki plus tej książki.

Podsumowując, książka "365 dni. Zobaczymy się znów" jest warto uwagi ze strony każdego, kto jeszcze jej nie czytał, a lubi romanse. Nie jest to taka zwykła historia, na jaką mogłaby się wydawać za pierwszym razem.
Moja ocena to 10/10








wtorek, 12 czerwca 2018

99 dni lata - Recenzja

"99 dni lata"

Autor: Katie Cotugno 
Wydawnictwo: Feeria Young 
Ilość stron: 354
Data wydania: 06.06.2018 r.


Dwa bracia, jedna dziewczyna i trzy złamane serca

Molly była zakochana w Patricku, jednak od pewnego czasu nie potrafili się dogadać. Jeden nieprzemyślany krok i cała ich miłość legła w gruzach, a to wszystko przez starszego brata Patricka, Gabea. 
Po roku nauki, Molly wraca do rodzinnego miasta, z którego uciekła w poprzednie wakacje. Dziewczyna obawia się powrotu, ponieważ zostawiła wiele nierozwiązanych spraw, za które całe miasto ją nienawidzi. 
Czy uda się przetrwać dziewczynie 99 dni wakacji?


Pierwsza moja myśl po przeczytaniu "99 dni lata", była taka, że czytało mi się ją podobnie jak książki Kasie West. Bardzo przyjemna, lekka lektura, idealna na odstresowanie się po roku ciężkiej nauki. 
A więc co podobało mi się w tej książce, a co było jednak słabe?
Tak naprawdę od tej książki nie oczekiwałam niczego. Cieszę się, że z takim nastawieniem podeszłam do tej niej, ponieważ mogłaby mi się nie spodobać. Jak już zdążyliście się domyśleć, w książce pojawia się trójkąt miłosny... Chyba każdy z nas ma go dosyć, jednak powiem szczerze, że nawet mnie zainteresował, bo nie było w nim tego co zwykle. 
Główna bohaterka często wspominała co stało się w ubiegłe wakacje, więc możemy dowiedzieć się więcej rzeczy o tych ważnych w całej historii wydarzeniach. 
Każdy rozdział to jedne dzień z życia Molly. Podobał mi się ten pomysł, jednak autorka mogła bardziej go przemyśleć, ponieważ wyszło tak, że czasami były to jedynie 3-4 zdania. Według mnie opisy powinny być dłuższe, zamiast jednego tomu z historii powinna powstać trylogia. 
W pewnym momencie, główna bohaterka zaczęła mnie tak irytować tym, że nie potrafiła się zdecydować i tylko narzekała jaka to jest biedna, a sama siebie pogrążała. W tamtym momencie marzyłam o tym, aby wyrzucić tę książkę przez okno. Nie zrobiłam tego (z czego się cieszę) ponieważ zakończenie odmieniło moje zdanie o Molly. Dziewczyna wreszcie zaczęła myśleć i postawiła na swoim,co niezmiernie mi się podobało, a trójkąt miłosny wreszcie  nie zakończył się tak jak zawsze! 
Moja ocena 6/10







piątek, 8 czerwca 2018

Mała baletnica - Recenzja

"Mała baletnica"

Autor: Wiktor Mrok
Wydawnictwo: Initium
Ilość stron: 587
Data wydania: 07.06.2018 r.

Wstrząsająca historia oparta na faktach.

Cała historia zaczyna się 17 września 1991 roku w Kijowie, kiedy Anastazja wygrała konkurs tańca w balecie. Dziewczyna w bardzo młodym wieku zostaje zaciągnięta do udziału w pornograficznych zdjęciach oraz filmikach.
Moskwa 2017 roku. W miejscowej policji toczy się sprawa zabójstwa osoby związanej z dziecięcą pornografią. Ale tak naprawdę nie jest to taka łatwa praca, na jaką się wszystkim wydawało. 

Akcja książki dzieje się dwutorowo. Z jednej strony otrzymujemy historię moskiewskich policjantów, którzy starają się rozwiązać sprawę bardzo dziwnego zabójstwa, z drugiej zaś, osób zamieszanych w robienie nielegalnych filmów i zdjęć nieletnich, nagich dzieci. 







Historia spodobała mi się od samego początku. Jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z książką, w której prawie cała akcja jest pisana z perspektywy policjantów i prowadzenia przez nich śledztwa. Jednak jak już wspomniałam, większość wydarzeń, jest z perspektywy policjantów, a dwutorowość opowieści zbytnio nie wyszła. Brakowało mi większej ilości historii o ludziach zamieszanych w ten skandal. 
Kolejnym minusem był fakt, że nie czytałam poprzedniej książki tego autora. Mam na myśli "Czerwony parasol". Bohaterowie od czasu do czasu wspominali tę akcję i niezbyt wiedziałam o co im chodzi. Chociaż nie jest konieczne, aby przeczytać tę książkę, żeby wiedzieć co się dzieje w "Małej baletnicy".
Tak naprawdę, cała książka jest bardzo dobrze napisana. Oprócz tych małych rzeczy, które mi trochę podpadły, to nie mogę powiedzieć nic więcej złego na "Małą baletnicę". Na pewno sięgnę po inne książki Wiktoria Mroka. 
Moja ocena to 8/10


















To nie jest, do diabła, love story- Recenzja #146

"To nie jest, do diabła, love story" Tom 1 Autor: Julia Biel Wydawnictwo: Media Rodzina Ilość stron: 375 Data wydania:...