"Kasztanowy ludzik"
Autor: Soren Sveistrup
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 550
Data wydania: 02.10.2019 r.
Opis
Jeżeli znalazłeś kasztanowego ludzika, to znaczy, że jest już za późno...
Psychopata terroryzuje Kopenhagę- krwawo morduje swe ofiary, a na miejscach zbrodni pozostawia ręcznie zrobione kasztanowe ludziki.
Policja szybko odkrywa, że ślady w tajemniczy sposób prowadzą do dziewczynki, która została uznana za martwą - chodzi o porwaną rok wcześniej córkę minister spraw społecznych. Do jej zabicia przyznał się pewien mężczyzna, a sprawę uznano za wyjaśnioną.
Tragiczny zbieg okoliczności czy też te dwie sprawy faktycznie łączy coś mrocznego? Kim jest tajemniczy morderca? By ocalić niewinnych, detektywi muszą połączyć siły i toczyć walkę z czasem. Ponieważ szaleniec ma misję, która jeszcze się nie skończyła...
Nikt nie jest bezpieczny!
~Opis pochodzi od wydawcy
Policja szybko odkrywa, że ślady w tajemniczy sposób prowadzą do dziewczynki, która została uznana za martwą - chodzi o porwaną rok wcześniej córkę minister spraw społecznych. Do jej zabicia przyznał się pewien mężczyzna, a sprawę uznano za wyjaśnioną.
Tragiczny zbieg okoliczności czy też te dwie sprawy faktycznie łączy coś mrocznego? Kim jest tajemniczy morderca? By ocalić niewinnych, detektywi muszą połączyć siły i toczyć walkę z czasem. Ponieważ szaleniec ma misję, która jeszcze się nie skończyła...
Nikt nie jest bezpieczny!
~Opis pochodzi od wydawcy
Opinia
Po tej książce spodziewałam się naprawdę dobrej historii, tym bardziej, że jeszcze przed premierą, wiele osób pozytywnie wypowiadało się na jej temat. I chyba jestem jedną z nielicznych, którzy nie są co do tej historii przekonani. Czytałam ją ponad miesiąc (z przerwami- musiałam odetchnąć i zabrać się za coś innego) i mam dość dużo zastrzeżeń. Jednak żeby nie było- książka ma również swoje plusy ;D.
Warto zacząć od tego, że sama fabuła jest o wiele bardziej rozbudowana, niż wskazuje na to opis. Można powiedzieć, że jest to tylko taki wstęp, który ma nakierować czytelnika. Bo jednak nudno by było umieścić na ponad 500 stronach tak mało fabuły. No i właśnie... Jedni uważają, że świetnym rozwiązaniem było opisania całej historii aż na tylu stronach, drudzy chcieliby to skrócić. Osobiście jestem gdzieś pomiędzy tymi wypowiedziami. Fabuła zaskakuje swoją oryginalnością, nieprzewidywalnością, niespodziewanymi zwrotami akcji oraz tym, że bez skupienia i oddania się tej książce, nie wyłapiemy smaczków, które ułatwią nam odkrycie mordercy. Jednakże te 500 stron po prostu mnie dobijało. Jest sporo fragmentów, które można by spokojnie wyrzucić. W większości zatrzymywały i spowalniały one tylko całą akcję. U mnie wyglądało to tak, że przeczytałam 40 nudnych i dłużących się stron, nagle na 41 zaczęło się coś dziać, przez 9 stron czekało się na moment kulminacyjny i... I występował jakiś rozdział dodany na siłę o malowaniu własnego mieszkania 💁. Myślałam, że mnie coś strzeli.
Kolejną rzeczą, do której nie jestem w 100% przekonana są bardzo krótkie rozdziały. Książka ma ich aż 130, więc jeden rozdział miał maksymalnie 5 stron. Z jednej strony szybciej się czytało, z drugiej często opadało napięcie po momencie kulminacyjnym. Z krótkimi rozdziałami wiążę się także to, ile różnych osób zaczynało opowiadać historię ze swojej perspektywy. No cóż, ludzi było naprawdę wielu i jakoś do 400 strony nadal nie mogłam zajarzyć, kto w tej książce jest kim! Szczególnie, że autor nadał dużo podobnych imion, całkiem różnym od siebie osobom. I jak tu zapamiętać rolę każdego?
Ale, ale! Sama fabuła ma ogromny potencjał. Jest rozwinięta i chociaż łatwo jest się pogubić, to na pewno będziecie ciekawi, jak rozwinie się cała akcja. Autor wykreował także odpowiednich bohaterów. Jedni umilają nam czas, a drugich niespecjalnie polubimy, jednak zauważyłam, że autor zrobił tak specjalnie. Dla mnie jednak najważniejszą rzeczą było to, aby pomiędzy głównymi bohaterami nie powstał żaden romans. Zapewne wielu z was może potwierdzić, że gdy do kryminału dołączy się romans, praktycznie zawsze ten drugi gatunek zaczyna przewyższać w historii i robi się jakaś paćka zamiast dobrej książki (właśnie dlatego rzadko sięgam po kryminały 😕). No i w "Kasztanowym ludziku" nie ma żadnego romansu, który wpływałby na fabułę. Jej!
Warto zacząć od tego, że sama fabuła jest o wiele bardziej rozbudowana, niż wskazuje na to opis. Można powiedzieć, że jest to tylko taki wstęp, który ma nakierować czytelnika. Bo jednak nudno by było umieścić na ponad 500 stronach tak mało fabuły. No i właśnie... Jedni uważają, że świetnym rozwiązaniem było opisania całej historii aż na tylu stronach, drudzy chcieliby to skrócić. Osobiście jestem gdzieś pomiędzy tymi wypowiedziami. Fabuła zaskakuje swoją oryginalnością, nieprzewidywalnością, niespodziewanymi zwrotami akcji oraz tym, że bez skupienia i oddania się tej książce, nie wyłapiemy smaczków, które ułatwią nam odkrycie mordercy. Jednakże te 500 stron po prostu mnie dobijało. Jest sporo fragmentów, które można by spokojnie wyrzucić. W większości zatrzymywały i spowalniały one tylko całą akcję. U mnie wyglądało to tak, że przeczytałam 40 nudnych i dłużących się stron, nagle na 41 zaczęło się coś dziać, przez 9 stron czekało się na moment kulminacyjny i... I występował jakiś rozdział dodany na siłę o malowaniu własnego mieszkania 💁. Myślałam, że mnie coś strzeli.
Kolejną rzeczą, do której nie jestem w 100% przekonana są bardzo krótkie rozdziały. Książka ma ich aż 130, więc jeden rozdział miał maksymalnie 5 stron. Z jednej strony szybciej się czytało, z drugiej często opadało napięcie po momencie kulminacyjnym. Z krótkimi rozdziałami wiążę się także to, ile różnych osób zaczynało opowiadać historię ze swojej perspektywy. No cóż, ludzi było naprawdę wielu i jakoś do 400 strony nadal nie mogłam zajarzyć, kto w tej książce jest kim! Szczególnie, że autor nadał dużo podobnych imion, całkiem różnym od siebie osobom. I jak tu zapamiętać rolę każdego?
Ale, ale! Sama fabuła ma ogromny potencjał. Jest rozwinięta i chociaż łatwo jest się pogubić, to na pewno będziecie ciekawi, jak rozwinie się cała akcja. Autor wykreował także odpowiednich bohaterów. Jedni umilają nam czas, a drugich niespecjalnie polubimy, jednak zauważyłam, że autor zrobił tak specjalnie. Dla mnie jednak najważniejszą rzeczą było to, aby pomiędzy głównymi bohaterami nie powstał żaden romans. Zapewne wielu z was może potwierdzić, że gdy do kryminału dołączy się romans, praktycznie zawsze ten drugi gatunek zaczyna przewyższać w historii i robi się jakaś paćka zamiast dobrej książki (właśnie dlatego rzadko sięgam po kryminały 😕). No i w "Kasztanowym ludziku" nie ma żadnego romansu, który wpływałby na fabułę. Jej!
Podsumowanie
Tej książki kompletnie nie potrafię ocenić, a tym bardziej polecić lub odradzić. Ma ona swoje plusy oraz minusy. Widziałam jednak, że większość osób jest na "tak", więc wydaje mi się, że jeśli szukacie kryminału, w którym nie będzie wątku romantycznego, trudno jest się dowiedzieć, kto jest mordercą oraz potrzebujecie odskoczni od innych książek bądź życia, to chyba możecie sięgnąć po "Kasztanowego ludzika".
Książka ciekawi mnie już od momentu zapowiedzi, więc na pewno będę ją czytała. 😊
OdpowiedzUsuńKsiążka co rusz pojawia się gdzieś na Instagramie, więc być może wkrótce po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam ją czytać zaraz po premierze i utknęłam na 150 stronie przez egzemplarze recenzenckie, które były w pierwszej kolejności do przeczytania. Planuję do niej wrócić w weekend.
OdpowiedzUsuńTeż na początku byłam nią mocno zafascynowana, ale mój zapał opadł ostatnio. Chyba jednak daruję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńZetknęłam się z tą książką jak przygotowywałam post z zapowiedziami na swoim blogu, ale nie podoba mi się ten pomysł z kasztanowym ludzikiem, dlatego mówię nie ;)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna mnie ciekawi :D
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na półce ale najzwyczajniej w świecie nie znalazłam jeszcze na nią czasu.
OdpowiedzUsuńJa lubię w książkach krótkie rozdziały, bo lepiej mi się czyta :D
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą recenzją, a jak nie ma romansu, to już w ogóle zaleta ;)
OdpowiedzUsuńTa książka jakoś w ogóle do mnie nie przemawia ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię krótkich rozdziałów, bo wyrywają mnie z książki. Ale fabularnie zapowiada się fajna książka :)
OdpowiedzUsuńBardzo ją lubię 😊
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i muszę przyznać, że miałam podobne odczucia. Według mnie trochę za długa, ale sama idea bardzo przypadła mi do gustu. I jak sama zauważyłaś, jeżeli się nie odda książce zupełnie, można na tym wiele stracić. Wytypowałam mordercę bardzo szybko, tylko jeszcze wtedy nie wiedziałam, jakimi powodami się kierował. I niestety, co mnie irytowało potwornie to te Holiłudzkie ;) bohaterskie wstawki, jak np. ucieczka z płonącego domu, czy toporny bezmyślny dowódca jednostki, dla którego kariera była ważniejsza od reszty świata. Muszę przyznać, że jestem fanką, kiedy policja jest zupełnie oddana sprawie, co zapewne znowu wypacza wizję policyjni w drugą stronę, ale wolę taki sposób podejścia, aniżeli buraka, który ma za nic swoich pracowników i gloryfikuje buraków podobnych sobie.
OdpowiedzUsuń